Jeśli chcesz być informowany o nowościach na mojej stronie, podaj swój adres e-mail. Oczywiście w każdej chwili możesz anulować subskrypcję...


Extreem

wstęp ** bungee - my first time... ** dream jumping - my first time...



Poniżej klika tekstów opisujących moje przygody ze sportami ekstremalnymi...:). Tak się składa że dane mi było przeżyć to o czym zawsze marzyłem... czyli bungee a potem skoki Dream Dumping... Poczytajcie o tym sami...:)


bungee - my first time...

Było to w czasie Gwarków 2003... Jak to zwykle bywa na Gwarkach szwędałem się ze znajomymi (Marcin, Natalia, Nina) po mieście - w tym towarzystwie pierwszy raz. W pewnym momencie niedaleko rynku dostrzegliśmy dźwig z wjeżdżającą klatką na górę... Tak, to było to. Po chwili po raz pierwszy na żywo zobaczyliśmy skok na linie. Podeszliśmy bliżej żeby się popatrzeć... Na sam widok z bliska, serce zaczyna mocniej bić... Jednak gdzieś w głębi coś mi mówiło - muszę skoczyć, zawsze o tym marzyłem, uwielbiam duże zastrzyki adrenaliny (w końcu latam od pięciu lat na paralotni, a adrenalina jest jak narkotyk:). Niestety działo się to w czasie kiedy dopiero od miesiąca pracowałem i jeszcze nie miałem nawet wypłaty. Powiedziałem tylko znajomym "jak bym miał kasę to bym skoczył". Strasznie ich to podbudowało i zaimponowało, więc wpadli na pomysł żeby mi pożyczyć. Umówiliśmy się, że następnego dnia (w sobotę) skoczę. Cieszyłem się, że "już jutro" będę miał okazję spełnić jedno ze swoich wielkich marzeń, z drugiej jednak strony.... bałem się. Gdybym się nie bał - byłbym nienormalny.
Następnego dnia okazało się że Marcin, który wcześniej zaoferował się że pożyczy mi kasę "dał ciała"... Trzeba było zrobić co innego. Moi znajomi mieli tak wielką chęć, aby zobaczyć mój skok, że postanowili się na niego zrzucić: (czego to się nie robi dla przyjaciół). Udało się, dzięki cioci Natalii. Mimo wszystko, kiedy szliśmy na miejsce (żeby się, a raczej mnie zapisać na skok), czułem się jak skazaniec... Nie wstydziłem się przyznać, że... po prostu się boję. Zmiana zdania nie wchodziła w grę. Postanowiłem że choćby nie wiem co - skoczę...
Swoje rzeczy osobiste powierzyłem znajomym i poszedłem aby się zapisać na skok i zapłacić. Trzeba było się także zważyć... Troszkę się zdziwiłem, że ważę.... 90kg... ale jak się ma 3 kilogramową skórę na sobie i resztę ubrań, to mogło tak wyjść....:). Przede mną skakały dwie dziewczyny (razem). Podczas gdy wjeżdżały na górę ja już czekałem i przygotowywałem się psychicznie...:). Zaniepokoiło mnie to, że po otwarciu klatki dość długo się zastanawiały... Trwało to w nieskończoność.... W końcu jednak skoczyły. Klatka zjechała na dół i panowie z obsługi zaczęli zakładać mi na nogi coś w stylu "uprzęży". W końcu wszedłem do klatki, zostałem przypięty do liny. Kiedy wszystko było gotowe, gość stojący na klatce dał tylko znak operatorowi dźwigu, że już wszystko gotowe...:). Moi znajomi machali mi, ja im. Fajnie się wtedy czułem: (znowu w centrum). Powoli Ziemia zaczęła się oddalać... rozmawiałem z gościem z klatki, otrzymywałem cenne uwagi. Najważniejsza to... "nie zastanawiaj się za długo".
Dość szybko wjechaliśmy... Rynek widziany z góry wyglądał po prostu cudownie (akurat ludzie bawili się przy występie Bratanków). Zabezpieczenie przed wypadnięciem z klatki zostało odpięte. Nie myślałem już wtedy o strachu. Potrzebowałem tylko chwilki skupienia. Popatrzyłem na panoramę miasta... Myślałem sobie "jeszcze chwilkę, jeszcze chwilkę"... W końcu... "dość tego" - nieśmiało wystawiłem ręce na zewnątrz (tak żeby nie zahaczyć nimi o liny na których wisiała klatka). Przybliżyłem się do samej krawędzi... Do gościa na klatce powiedziałem "ok, startuj mnie". W tym momencie już nic się nie liczyło. Byłem tylko ja, lina i 40 metrów przestrzeni pode mną ("trochę mało" myślałem, ale co tam, od czegoś trzeba zacząć:).
Usłyszałem "3, 2, 1 ... BUNGEE". To było to, na co czekałem już bez żadnego strachu.... Po prostu pozwoliłem się porwać grawitacji...:):). To było jedno z najdziwniejszych i najpiękniejszych uczuć jakie doznałem... Z jednej strony nieważkość a z drugiej, gwałtownie narastający pęd powietrza...:). To jest nie do opisania. Po prostu CZAD. Ekstremalnie szybko zbliżająca się Ziemia i mała wysokość - niesamowite wrażenie... Nie krzyczałem podczas skoku, przezywałem coś pięknego jednak nie uzewnętrzniałem tego:. Po prostu byłem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie:. "W życiu piękne są tylko chwile"... i to była właśnie jedna z nich... Kiedy o tym piszę... przerywam sobie co chwilę i wracam myślami do tego momentu..., marzę by przeżyć to jeszcze raz. Uwielbiam ekstrema, adrenalinę i mimo tego, że czasami się boję... uważam, że powietrze, latanie (może być w dół:) - to jest to do czego zostałem stworzony...
Przy okazji skoku prawie rozebrało mnie do naga...:) (oczywiście od pasa w górę, albo w dół.... już sam nie wiem:). Przeciążenie przy wyhamowywaniu jest na tyle silne, że wszystko co jest na człowieku chce po prostu odlecieć. Czułem się troszkę "goły", ale nie przeszkadzało mi to:).
Kiedy "amplituda wahań" zmniejszyła się, dźwig zaczął mnie opuszczać. Wszystko wirowało dookoła ponieważ kręciłem się dość szybko wokół własnej osi. Kilka metrów nad Ziemią chwyciłem się za kolana, poczym panowie z obsługi delikatnie posadzili mnie na krześle. Wtedy odzyskałem orientację:). Byłem (i jestem) bardzo dumny z siebie. Przełamałem kolejną granicę... Okazało się, że "strach ma wielkie oczy" - to święta prawda. Zakochałem się w skokach bungee. Postanowiłem, że od teraz będę skakał zawsze, kiedy tylko będę miał okazję:).
Na ziemi moim znajomi przywitali mnie oklaskami:). To było bardzo przyjemne. Cieszyłem się, że również im sprawiłem jakąś przyjemność:). Teraz muszę przyznać, że gdyby nie oni, być może nie starczyłoby mi odwagi... Obecnie, kiedy już wiem jak to jest, nie będę się zastanawiał przed kolejnym skokiem (już nie mogę się doczekać:). Dziękuję Wam....:).
wróć na górę


dream jumping - my first time...

Chmmmm...... od czego by tu zacząć...:)), może od tego ze zawsze lubiłem adrenalinę... dlatego kiedy dowiedziałem się że ktoś organizuje skoki Dream Jumping w Warszawie, od razu zamarzyłem o takim skoku....:). Jakoś nigdy nie było okazji (a może odwagi) do zrobienia pierwszego kroku, tym bardziej, że wcześniej nic z tych rzeczy nie robiłem... Takim motorem napędowym okazał się dla mnie skok na bungee, po którym tak mi się spodobało skakanie, że już nie było odwrotu żeby nie pojechać do Wawy....:)). W końcu po kilku perypetiach dostałem się na Grochowską 200....:)).
Budynek który zobaczyłem wydał mi się ........ chyba niezbyt wysoki....:). To samo pomyślałem sobie po wjechaniu na górę...:). Widoki niezłe, ale jako że latam na paralotniach bywałem już na większych wysokościach:). W czasie gdy chłopcy z ekipy przygotowywali sprzęt ja miałem okazję zrobić kilka zdjęć... i zamienić parę słów z Dragonem podczas zakładania uprzęży ... "Niezły jajcarz" - pomyślałem sobie, kiedy mi powiedział, że "zaraz mnie będą zbierać na dole".......:)).
W każdym razie, kiedy wszystko już było gotowe, podszedłem około 0,5 metra do krawędzi i stojąc do niej tyłem, zostałem przypięty do liny... Wiedziałem, że zbliża się "godzina zero"....:). Po chwili stanąłem przodem już na samym "ostrzu noża"... mając pod sobą wielką przestrzeń. W końcu była okazja spojrzeć prosto w dół:).... Już nie było mi do śmiechu... Teraz idealnie nadawał by się tekst z jednego z filmów umieszczonych na stronie: "boję się, że spadnę".....:)). Naprawdę niezły tekst...:)) Ja też "się bałem że spadnę".............
Wreszcie usłyszałem od Magfly'a to, na co czekałem już od dawna.... "Ready, set,...... go....." Rzuciłem się w przepaść bez zastanowienia... mimo, że się bałem... (ale to ponoć normalne:)). Chciałem w sumie lecieć "na płaską"... tylko że chyba za bardzo sobie wziąłem do serca sam moment wybicia.... bo po krótkiej chwili nogi przeszły mi nad głową i zacząłem spadać plecami w dół.....:). Widziałem tylko szybko uciekające obok okna:). Po 3 sekundach poczułem działanie liny.....:), potem już tylko hamowanie... i chwilę później zawisnąłem nad chodnikiem między blokami do których były przymocowane liny. "Niezły czad" pomyślałem sobie....:)). Po samym skoku, kiedy już dotknąłem Ziemi... byłem już bardzo spokojny.... Porządna dawka adrenaliny uspokaja, naprawdę.....:).
Takie skoki poleciłbym każdemu maturzyście, lub studentom przed egzaminami (lub obroną)...:)), żeby się trochę rozluźnić... W sumie jak ktoś chce się chajtnąć...:) to też może sobie skoczyć na rozluźnienie.......:) A adrenalina.... - jest jak narkotyk... (to podobno udowodnione naukowo)... Więc do zobaczenia z powrotem na dachu....:))


wróć na górę
Autor strony: Marek Szczepaniak, mmarko25@wp.pl